niedziela, 28 października 2012

Jak obudzić budzik?

Podczas gdy ludzie zajęci byli zastanawianiem się, o której godzinie i w którą stronę należy przesunąć wskazówki zegara, mój budzik zadzwonił o drugiej, szóstej i dziewiątej w nocy (tak, w sobotę o dziewiątej jest jeszcze noc!). Postanowiłam zrobić mu psikusa i zamienić się o jedenastej rolami.

Nie do końca mi się powiodło, bo całkiem mu się pomysł porannej pobudki spodobał, a zaraz potem i tak zasnął jak typowy mężczyzna, ale udało mi się zrobić telefonem kilka zdjęć zaskoczonej tarczy zegara.

9:00 - jeśli masz przed oczami taki widok po raz trzeci w nocy to znaczy, że krasnoludki znowu opróżniły miskę:


10:55 - gąsienica tyka spokojnie nieświadoma zagrożenia:


11:00 - niespodziewane przewrócenie przez siłę wyższą (dziwnie mi pisać o sobie "wyższa", ale od niego na pewno jestem) na drugi bok, pierwsze nawiązanie kontaktu wzrokowego i mimowolne ruchy wskazówek:


11:02 - kiziu-miziu jako zapobieganie ucieczce ofiary:


11:15 - sukces, ofiara poddaje się i nie kontroluje ruchu wskazówek, dozwolona zmiana czasu na zimowy:


11:30 - fiasko, budzik uruchamia opcję drzemki, odpychając oprawcę przez sen zajęczymi wskazówkami:



A czy Wam udało się kiedyś chociaż przez chwilę wstrzymać zegar bezlitosny ?

wtorek, 16 października 2012

A mnie jest szkoda lata...

Jeśli w ubiegłym roku myślałam, że nie mogę mieć za sobą mniej aktywnego górskiego sezonu letniego, to byłam w błędzie. Czasem się zastanawiam, czy góry mnie już nie chcą, czy może utraciłam do nich całkiem serce w miejskim tłoku i powinnam dać już sobie z nimi spokój...

Przełamując złą passę, w pewną wrześniową niedzielę wykorzystałam okienko pogodowe i wybrałam się na zakończenie letniego sezonu w Tatry, oczywiście powyżej 2000 m n.p.m.


Bury bardzo chciał zaplanować wycieczkę, ale jego wybory były nieprzemyślane i subiektywne: Dolina Rybiego Potoku, Żabie Stawy, Wołowy Grzbiet... On nie rozumie, że ludzie nie chodzą własnymi ścieżkami i nie zjadają napotkanych obiektów.

Z uwagi na małą ilość czasu wybrałam bezpieczną i niesamowicie widokową trasę z Doliny Pięciu Stawów Polskich przez przełęcz Krzyżne (2112 m n.p.m.) do Doliny Gąsienicowej. Szlak nie jest krótki, ale pewne jego fragmenty pokonuję migiem, więc skupiłam się na samym wejściu na przełęcz.


Przy Wielkim Stawie Polskim weszłam na żółty, wygodny szlak, biegnący uroczo wśród rumowisk i kosówek z widokiem na pięciostawiańskie kałuże i wodospady. W okolicy Buczynowych Turni zmienił się w mordercze, wysokie schody, na których przydaje się zapas wody i dobra kondycja. Widok za plecami staje się coraz rozleglejszy, widać też Krywań, na którego punkcie posiadam niezdrową i niewytłumaczalną fiksację (no dobra, wytłumaczę, skąd się wzięła, jeśli nie będziecie się śmiać).


Ponieważ na równince nad przełęczą nie ma już chatki turystycznej, udałam się na odpoczynek na Kopę nad Krzyżnem. Widok jest kapitalny, rozległy, świetny do nauki topografii Tatr Wysokich.




Krzyżne stanowi obecnie metę Orlej Perci. Część szlaku prowadzącą przez widoczny powyżej Wołoszyn zamknięto w latach pięćdziesiątych z uwagi na utworzenie obszaru ścisłej ochrony przyrody. Dodam, że Wołoszyn jest niedźwiedzim blokowiskiem, a jego zbocza porastają piękne limby.


Z przełęczy widać mój ukochany Skrajny Granat, czyli część Orlej, która nigdy mi się nie znudzi. Potencjalni samobójcy i inni śmiałkowie uzależnieni od adrenaliny i braku stabilnego podłoża pod stopami proszeni są o wybranie ścieżki na zachód. Ja tymczasem udałam się w dół nieprzyjemnym i sypkim zejściem do Doliny Pańszczycy.


W swej górnej części dolina sprawia przygnębiające wrażenie księżycowej i martwej. Im bliżej Żółtej Turni, tym bardziej przyjazne staje się otoczenie.


Za Wielką Kopką wyłania się przeurocza, pełna zieleni i jagodzisk część doliny, a w niej Czerwony Staw z wybarwiającymi go na brunatno sinicami Pleurocapsa aurantica. Co ciekawe, w XIX w. staw zwany był Zielonym... widocznie się przefarbował.


Niedaleko za stawem przechodzi się na wypełnioną rumowiskiem stronę Doliny Gąsienicowej. Nie polecam samotnych spacerów w tej okolicy ze względu na misie, które szczególnie upodobały to miejsce. Dalej żółty szlak wchodzi w las i prowadzi do schroniska Murowaniec, z którego czym prędzej ewakuowałam się do miasta na gofra i autobus.


Nie jestem w stanie więcej napisać niż to, że z żalem zeszłam na jesień w doliny. Tam, na szczytach i przełęczach, czuję się wolna i wszystkie moje problemy stają się niewyobrażalnie małe. Nawet jeśli to tylko krótka przebieżka między dolinami.