czwartek, 24 października 2013

Ostatni szczyt

Góry nie zapominają
że człowiek
to tylko jeden kamień więcej.

Góry pamiętają
by przypomnieć człowiekowi
że i łza w kamień zastyga.


Do napisania tych paru wersów skłoniła mnie obchodzona dziś 24. rocznica śmierci Jerzego Kukuczki na południowej ścianie Lhotse. Akurat skończyłam czytać książkę "Każdemu jego Everest" będącą zbiorem zapisków Mirosława Dąsala z 6 wypraw, w tym 2 nieudanych ataków na południową ścianę Lhotse oraz nieudanego zimowego wejścia na K-2 (do dziś szczyt ten nie został osiągnięty zimą).

poniedziałek, 21 października 2013

ZOO w Pradze

Pod koniec września zostawiłam Burego w dobrych rękach i wybrałam się do Pragi. Zwiedzając to bajkowe miasto nie można pominąć słynnego ZOO. Nie przepadam za ogrodami zoologicznymi, uważam je za więzienie dla niedźwiedzi i tygrysów, ale nie mogę wieszać na nich psów, gdyż wiele gatunków dobrze się w nich czuje i wygląda na zrelaksowane.


Jeśli nie wytrzymacie do końca wpisu, to już teraz napiszę podsumowanie: praskie ZOO urzekło mnie wielkością i czystością wybiegów oraz zadbanym wyglądem zwierząt. Na jego terenie znajdują się liczne punkty gastronomiczne i toalety (mały przytyk do krakowskiego ogrodu), które pozwalają na spędzenie w nim całego dnia pełnego wrażeń i szacunku dla bogactwa Natury za jedyne 200 koron.
Nie podoba mi się obsadzenie alejek kasztanowcami - zabrałam ze sobą na pamiątkę nasiona, które zaliczyły jesienne spotkanie z moją głową.
Koniec podsumowania, bo zanudziłam fenki!


poniedziałek, 7 października 2013

Brudna

Bury dostąpił zaszczytu opiekowania się młodszą siostrą. Do jego obowiązków należy czyszczenie nietoperzowych uszu oraz inicjowanie porannych gonitw.

Koty bardzo szybko się zaakceptowały. Kocur stracił dużo ze swojej kocięcości, wcielając się w rolę starszego brata. Nie jest już tym głupiutkim stworzeniem, które turla się po dywanie czy topi futrzane myszki w misce z wodą. Zaczepianie małej tak go wyczerpuje, że nie ma energii na mizianki i zabawy ze mną. Mała non stop zajmuje JEGO miejscówkę na moich kolanach, rozrzuca JEGO zabawki po mieszkaniu, atakuje kartonowe królestwo i zgubiła jego ulubioną myszkę z Grzankowa!


Zauważyłam, że przeszkadza mu jej mysi zapach, a ona się buntuje, gdy kocim języczkiem przekracza granice, na które może sobie pozwolić młoda dama. Jej kuwetowy rytuał polega na wykopaniu dołka do samego dna kuwety, załatwieniu się, wejściu tylnymi łapami do kałuży, zasypaniu żwirkiem głowy przednimi łapami, wyskoczeniu jak z procy i popędzeniu do pokoju. W przeciwieństwie do niej Bury zawsze dokładnie się myje po skorzystaniu z kuwety i dba o to, by na łapkach nie było żadnych drobinek. Nawet wtedy, gdy ktoś go gryzie za ogon...

Z racji tego nazwijmy ją roboczo Brudną, zresztą z umaszczeniem typu niebieski point wygląda, jakby właśnie wróciła z wycieczki po bardzo zakurzonym strychu.


Bury spędził pierwsze miesiące życia ze swoim rodzeństwem w domach tymczasowych, ale mieszkaliśmy tylko we dwoje. Był kotem drobnym i uległym, z objawami choroby sierocej. Od pewnego czasu wykazywał objawy lęku separacyjnego, więc postanowiłam sprawić mu towarzystwo.

Jestem zwolennikiem poglądu "nie kupuj - adoptuj, a jak kupujesz, to z głową". Zdecydowałam się na zakup rasowego kociaka, ponieważ do tej pory Bury przypłacał zdrowiem towarzystwo innych futer w mojej kawalerce. Zależało mi na zdrowym maluchu całkowicie zsocjalizowanym z ludźmi i kotami, cierpliwie znoszącym zabiegi pielęgnacyjne, odróżniającym kuwetę od pralki i drapak od firanek. Wybrałam rasę devon rex ze względu na jej wesołe przysposobienie pozbawione agresji, szybkie uczenie się, małe gabaryty i krótkie futro.


Kicia wychowywała się w hodowli, w której dostała dopasowane do braciszka imię po znanym alkoholu. Już pierwszego dnia królewna zachowywała się jak u siebie, a ludzi traktowała zgodnie z ich przeznaczeniem. Jest strasznym pieszczoszkiem. Mruczy głośno, gdy tylko się na nią spojrzy, chętnie daje się nosić na rękach i gdy nie widzi człowieka, stanowczo wyraża niezadowolenie. Jej futerko jest ślicznie pofalowane i pluszowe w dotyku, a błękit oczu wzbudza zachwyt. Jak na devona przystało, nie opuszcza człowieka na krok i zawsze chce być blisko, najlepiej pod kołderką.

Z braku laku zamiast człowieka może użyć do poprzytulania innego kota, a tak się składa, że dysponuję jednym...