wtorek, 25 listopada 2014

W gliwickich labiryntach

Z Gliwicami to nigdy do końca nie wiadomo.
Skąd się wzięła nazwa miasta? Czemu FOCH zmienił się w POCH?
Jak szybko przyjedzie policja, gdy zacznę wspinać się na Radiostację? 
Czy Piast ustawił mecz ze Świtem? Czy ktoś w ogóle odwiedza Muzeum Techniki Sanitarnej?

Moje Gliwice to za każdym razem coś nowego.
To urocze kamienice...


... Święty Rzutniktrzymający...


... kino studyjne Amok ledwo pamiętające smak przedwojennego luksusu...


... neogotycka poczta z cegły, z burym czterokończynowym, kulawym jak mój...


... a przede wszystkim labirynty...


... ciekawskie spojrzenia...


... i zrozumienie.


Tak. To jedyne miasto na Śląsku, do którego wracam z przyjemnością.
A Brudna lubi, gdy przywożę zapach jej kocięctwa.


sobota, 26 lipca 2014

Wystawa kotów w Gliwicach

W ubiegły weekend, tj. 19-20 lipca, odbyła się w Gliwicach wystawa kotów. Lubię to miasto, ma ciekawe historyczne epizody, urodziła się w nim Brudna i na rynku podają dobrą kaszę z pieca, ale trochę przesadzili z lokalizacją głównego dworca autobusowego, gdzie pewnej wesołej nocy pędziłam z dworca kolejowego, zaraz koło którego w każdym normalnym mieście znajduje się i autobusowy, tylko nie w tym.

Na Śląsk udałam się w niedzielę, w znanym Wam już, koratowym towarzystwie, czując potrzebę wydostania się z upalnego, bezwietrznego Krakowa. Hala, choć mała, była klimatyzowana, serwowano mrożoną kawę, lody i lokalne piwo. Atmosfera była jednak gorąca, bo występowało dużo pięknych kotów, w tym wyjątkowo liczne grono devonów.

Koratka Glitne, wizytówka hodowli Sezerp*PL, jak zwykle zrelaksowana

Doskonałą ocenę zgarnęła siostra Brudnej - Bunga Małe Druidy*PL. Pamiętam ją z hodowli jako szalonego kociaka klekoczącego do piórek na patyku. Wiele się nie zmieniło...


Obecnie jest dużą pannicą o mięciutkim futerku, o połowę większą od Brudnej!

kto by nie chciał mieć siostry z niepowyłamywanymi wąsami?

Koło naszej klatki ulokowała się Arabella Rexio*PL, która w sobotę zdobyła tytuł Championa. Arabelka jest uroczą, białą devonką o trójkątnej buzi. Jak nie spała, to mnie zaczepiała, a jak spała, to ciągle ktoś wsadzał paluchy między kraty, żeby pogłaskać lub podźgać baranka.


Po raz pierwszy widziałam koty ras z wywiniętymi uszami, ale nie udało mi się zrobić im zdjęcia. Uchwyciłam za to rasę owczaną zwisłouchą:


Bardzo rzadko robię zdjęcia długowłosym kotom, lecz gdy ten rudzielec dał mi buziaka, nie mogłam się oprzeć:

Imani Alvin Adoelle*PL, SBI d, święty kot birmański

Devonka IC Bajka Suleda*PL z hodowli Koci Sybir*PL nie była taka chętna do całowania:

Bajka, DRX b 21 33 po zdobyciu wyróżnienia BIV - Best in Variety

Po raz pierwszy miałam przyjemność obcować z kotami kartuskimi. Kartuzy podobno umieją robić to co Bury, czyli otwierać zamknięte na zamek drzwi. Niestety, nie zapamiętałam imienia tej koteczki, ale na pewno ma adoratorów, którzy tylko czekają, aż pokona zamek i zgrabnie wydostanie się z domu.


Tych, którzy nie wiedzą, czym się różni rosyjski od korata, a brytyjski od kartuskiego, odsyłam do strony, na której wszystko jest wyjaśnione:

 

Oczywiście niebieski kolor może też występować u przedstawicieli innych ras, także tych brudnych i zjadających sznurówki. Niebieskie bywają również i nieloty nieopierzone:

Barito Księżycowy Kot*PL

W mojej ulubionej hodowli łysolków Księżycowy Kot*PL jest teraz co fotografować, pojawił się miot B liczący aż 7 kociąt. Każde ma inną buzię i fakturę skóry. Najprzyjemniejszy w dotyku jest według mnie pokazany powyżej niebieski kocurek, ale wybór jest spory i trudno byłoby mi wybrać jednego słodziaka.

kocurek nieogarnięty

 
kocurek aż za bardzo ogarnięty

Jestem fanką ojca kociąt, który na wystawie zdobył wyróżnienia BIV i BOS - Best Opposite Sex i wchodził na ramiona każdemu, kto je nieopatrznie udostępnił. Robi kapitalne miny i ma niesamowite dzwoneczki, chętnie podstawiane pod obiektyw.

IC Kayanis De Bliss, SPH n 03 33

Przy okazji chciałabym ogłosić, że do krakowskiej hodowli Amigodevon*PL przybyło nowe cudeńko o idealnie pasującym imieniu Romeo, DRX n 24. Podajcie sobie ręce:


Kocurek jest doskonałym burym devonkiem. Z Brudną już niestety nic by nie zmajstrował, bo wzięła udział w akcji "marzec miesiącem sterylizacji".


Wystawa to świetna okazja do nabycia w niższej cenie ekskluzywnego drapaka czy dobrej karmy. Ja jednak najbardziej cenię sobie stoiska z zabawkami. Zakupiona w Gliwicach wędka teleskopowa z futrzanym robaczkiem nawet w kuternodze wywołuje żądzę zaciągnięcia do kryjówki w nieokreślonym celu.


Czy spotkałam kogoś z Was na wystawie? A może spotkamy się na kolejnej?


sobota, 5 lipca 2014

Pretty little liar

Korzystam z budzika w telefonie, który trzymam koło łóżka, więc czasem rano jestem w stanie udokumentować łóżkowe zachowania moich podopiecznych. I tak oto, pewnej soboty...

- Ach, jaka brudna się obudziłam!


- Już jedenasta, a myjnia jeszcze śpi, zawsze tak ma w soboty...


- Hej, ty! Poniedziałek! Zaspałeś do roboty!


Lizu, lizu, myju, myju...


- Jaki poniedziałek?! Przecież dzisiaj sobota, a SOBOTA JEST DLA KOTA! Zrobiła mnie w kopytnego!


- Nie narzekaj, Bury, dostaniesz buziaka.


- Dobrze, brudasku, tylko żeby mi to było ostatni raz... A teraz powylegujmy się do dwunastej.
- Ale tylko do dwunastej, bo mam dzisiaj dużo do nabrojenia.


Pięć godzin później...



Czy Wasze kociaste rozróżniają dni tygodnia?


sobota, 31 maja 2014

Kot o pięciu łapach

Zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie,
Chodził te rzepkę oglądać co dzień.
Wyrosła rzepka jędrna i krzepka,
Schrupać by rzepkę z kawałkiem chlebka!
Więc ciągnie rzepkę dziadek niebożę,
Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może!
(...)
Na kurkę czyhał kotek w ukryciu,
Zaszczekał Mruczek: "Pomóż nam, Kiciu!"
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
(...)
Tak się zawzięli,
Tak się nadęli,
Że nagle rzepkę
Trrrach!! - wyciągnęli!

Aż wstyd powiedzieć,
Co było dalej! 

 
J. Tuwim - Rzepka
 
Ano, to było dalej, że rzepka się pożegnała z więzadłami i poszła pospacerować na udo.

Bury został poddany operacji, która wywróciła jego życie do góry łapami. Narkozę, zabieg oraz najtrudniejszy okres tuż po nim zniósł źle. Nie będę opisywać szczegółów, ale dziwię się, jakim cudem żadne z nas nie dostało zawału serca. Obecnie kot pogodził się już ze swym nędznym losem, a ja mu nie próbuję nawet uświadomić, że druga rzepka też kwalifikuje się do operacji i biodro wychodzi ze stawu. Ze względu na jego zachowanie nie mamy nawet pewności, że przeprowadzony zabieg przyniesie oczekiwany skutek i odzyska sprawność. Może już do końca życia będzie kuterburynogą...

Opatrunek tuż po powrocie z lecznicy, kot zestresowany...

Teoretycznie łapa powinna zostać unieruchomiona na kilka tygodni pod odpowiednim kątem, a kot nie powinien się raczej ruszać. W rzeczywistości Bury codziennie jakimś cudem zdejmuje wiązany na przeróżne sposoby opatrunek z usztywnieniem. Jest w stanie rozwiązać sznurki i wyjść z kubraka czy kołnierza. Próbuje wyskoczyć na parapet. Na zamknięcie w transporterze czy klatce reaguje atakiem paniki, więc w najbliższych tygodniach nie planuję wyjazdów w góry, tylko będę chodzić po domu śladami kocich łapek i pilnować, by nie doszło do realizacji głupiutkich pomysłów, jakie wpadają do burej główki.

...opatrunek 15 minut później, kot zrelaksowany.

W lecznicy nazwano go Houdini. Zamiast na kontrolę po tygodniu zjawiamy się na wizytach codziennie w celu założenia na nowo opatrunku, z którego się wydostaje. Miał już żółty, pomarańczowy i czerwony, a obecnie nosi zielony zawiązany na szelkach i przykryty znienawidzonym, czerwonym kubraczkiem. Przecież nie pokaże się ślicznej pani weterynarz dwa razy w tym samym! W trakcie obwiązywania... zasypia. Podziwiam cierpliwość i pomysłowość pracowników, którzy go poznali.

Kochany kotek zgodnie z codziennym zwyczajem wita mnie w drzwiach słaniając się na nogach, a pewnego dnia po powrocie z pracy zastałam go chodzącego na pięciu łapach - cztery stanowiły jego własne, piątą zwisające z grzbietu usztywnienie w kształcie łapy. Na mój widok potulnie wszedł do transportera i pobiegliśmy na autobus do lecznicy. Na szczęście ma apetyt, nauczył się poruszania do przodu i bez fikołków, a także korzystania z kuwety na stojaka. Wprawdzie wygląda to tak, że kot stoi w kuwecie, a wszystko wylatuje na zewnątrz, ale liczą się dobre chęci. Obecnie połowę przedpokoju zajmuje zaparkowany pociąg z wagonikami kuwet i pieluch, a na odgłos szurania pędzę sprawdzać, czy rekonwalescent nie gra bobkami w squasha ze ścianą.

Piąta łapa jeszcze na swoim miejscu.

Jakby tego było mało, Brudna nie rozumie, co to za dziwnie poruszający się stwór śmierdzący lekami i wrzeszczący jak pantera. Pierwszy dzień spędziła za biurkiem, drugi za pralką, a trzeci za kuchenką. Gdy zatkałam wszystkie kryjówki, odważyła się przebywać w tym samym pomieszczeniu, na niedostępnych dla stwora wysokościach. Takie to życie sprawiedliwe - po sterylizacji Bury czule się nią zajmował, ogrzewał, mył, mruczał, a jak role się odwróciły, to ona na niego syczy, skacze i gryzie w ogon.

Gdzie jest Brudna?

Marzymy, by było już po wszystkim...


piątek, 4 kwietnia 2014

Chodzący potwór spaghetti

Brudna napędziła mi wczoraj stracha. Zakładałam fanpage o roli burych kotów we Wszechświecie, gdy przybiegła do mnie zadowolona i z głośnym mlaśnięciem niczym makaron wsunęła spory kawał sznurówki z metalową końcówką.

Staram się kotyfikować mieszkanie, nie trzymam na wierzchu przedmiotów mogących zaszkodzić kotom (m.in. gumek, nici dentystycznych), ale w przypadku kilku wolno stojących butów moją jedyną obawą było, że zostaną zniszczone - nie że zniszczą mi kota.

Spędziłam noc na czytaniu historii jak z horroru. Mnóstwo kotów zginęło po zjedzeniu włóczki w trakcie zabawy babcinym motkiem albo nitek odprutych z ulubionych bluzek zwariowanych kociar, dodatkowo parę dni wcześniej kotka koleżanki zjadła kilka rzemyków i nie do końca się ich pozbyła. Nie raz znajdowałam w kuwecie glazurowane ogony futrzanych myszek, ale moja wyobraźnia nie była w stanie ogarnąć przedmiotu długiego i grubego jak sznurówka firmy Karrimor w tak małych jelitkach marki devon rex.

Kicia zachowywała się jak zwykle, czyli skakała prawie po suficie i policzkowała Burego. Cieszyła się z dostania takich smakowitości jak pasta odkłaczająca. Nie wiedziałam, jak się zachować, a źródła internetowe przeczyły sobie - jedni zalecali przeczyszczenie kota, inni zostawienie go w spokoju, a całkiem spora rzesza natychmiastową operację. Wszyscy byli zgodni, że wystającej z mniej chwalebnej części kota nici nie należy wyciągać i że najlepiej udać się do weterynarza na prześwietlenie. Postanowiłam poczekać do następnego dnia, zresztą już nadchodził świt. Dziś Brudna nie sygnalizuje żadnych problemów, skacze po suficie i policzkuje Burego, a sznurek wydostał się na światło dzienne lekko wspomożonymi siłami natury.

Udało mi się uzyskać informację, że w przypadku połknięcia niebezpiecznego obiektu najskuteczniejsze jest rozcięcie żołądka. Nie każdy przedmiot znudzi się i wyjdzie sam, kocie jelita są pokręcone jak ich właściciele. Nie można lekceważyć zauważalnego osłabienia kota, na etapie apatii często jest już za późno. Pamiętajcie o tym w trakcie wiosennych porządków.


A teraz przyznajcie się, kto jeszcze trzyma buty na wierzchu?


wtorek, 11 lutego 2014

Loneliness, Enter, Love, Escape

Rzadko jakiś film wstrząsa mną na tyle, by przy każdym obejrzeniu chłonąć go tak samo jak za pierwszym razem i myśleć o nim jako o rozwijającym się tworze żywym, a nie paru szpulkach taśmy, które kręcą się dla zabicia nudy. Lubię, gdy akcja rozgrywa się poza wersami scenariusza i nie jest ważne, jak wygląda aktor, tylko ile jest w stanie powiedzieć poza wyuczonymi kwestiami. Dobry film mutuje w wyobraźni człowieka i nie pozwala o sobie zapomnieć.
I know you're living in my mind
It's not the same as being alive

Gdy oglądam obrazy wielkich miast, chłodnych wnętrz i zabieganych ludzi zastanawiam się, co musi umrzeć w człowieku, żeby dał się pochować w cieniu drapaczy chmur.

Nie przypadkiem zacytowałam powyżej kawałek Arcade Fire. Ta amerykańsko-kanadyjska kapela stworzyła ścieżkę dźwiękową do filmu "Her", którą w ostatnim czasie wchłaniam z powietrza każdą komórką. Melodie płyną przez kadry zmiękczając sterylny wystrój wnętrz i otulając bohaterów iluzją ciepła. Jeśli graliście w Minecrafta i pamiętacie tę lekką i melancholijną muzykę w tle, to Arcade Fire uniosło jego soundtrack pod same chmury, ucinając irytujące brzdąkanie i dodając szczypty delikatności, sorbetu uniesień oraz nuty fatalizmu.

"Her" jest filmem, który można doświadczać z zamkniętymi oczami. Podobnie jak w moim ulubionym "Między słowami" (reżyserami obu jest byłe małżeństwo), każde zdanie wypowiedziane przez Scarlett Johansson jest perfekcyjnie ekspresyjne. Choć wymogiem roli jest, by nie pojawiła się ani razu na ekranie, w głowie widza oraz głównego bohatera dochodzi do pełnej projekcji jej postaci.

Nie będę zdradzać całej fabuły. Wydaje się dziwna - rozwodzący się mężczyzna z metropolii niedalekiej przyszłości zakochuje się w inteligentnym systemie operacyjnym. Czy jednak już teraz obce nam nie jest zatracenie w wirtualnej rzeczywistości, przyjaźnie nie wykraczające poza cztery facebookowe walle i miłość do iluzji?

Reżyser nie dąży w kierunku futurystycznym i nie pokazuje wyjałowienia emocji, lecz skupia się na emulacji pierwotnych potrzeb: bliskości, wspólnego dzielenia codzienności i odkrywania drugiej osoby. Bohaterowie są sobą zafascynowani jak dwoje ludzi, wkraczają w intymne relacje i tak jak ludzie mają swe lęki i rozczarowania. OS potrafi się obrażać, śmiać i przeżywać. Gdyby była człowiekiem, film byłby kolejnym romansem, jakich wiele. Jej wirtualność sprawia, że rozmyślamy o naszych autentycznych pragnieniach, a nawet więcej - jeśli je upchaliśmy głęboko, one uparcie próbują dojść do głosu.

W pewnym momencie odpływamy od głównego nurtu akcji i dochodzimy do wniosku, że ten film może być o nas, teraźniejszych. Niezależnie od czasów, w jakich żyją, ludzie zawsze będą głodni więzi z inną ludzką istotą. To nie technologia jest naszym wrogiem, lecz samotność, którą sami kreujemy.

Moje myśli płyną teraz burzliwym nurtem, zapędzają mnie w przedziwne miejsca, niszczą mury, otwierają drzwi, depczą kwiaty. Wybaczcie ciszę na blogu, za dużo we mnie ostatnio słów, a za mało znaczenia.


niedziela, 12 stycznia 2014

Mój Kot Ma Zuzę

Na stronie Mój Kot Ma Dom możecie odnaleźć mój kolejny wpis. Nie będę tu powtarzać historii chłopaków, więc dodam tylko parę zdjęć, które nie znalazły się na blogu akcji.

Specjalnie dla Was, Tosiek & Morusek Vamp Exclusive:

- What's up, b.i.t.c.h?

- Gol, gol, goool!

- Jaki spalony? Spalają to się wampiry na słońcu.

- Supermoce? A ty nie chodzisz po ścianach?

- Zabójcza Kula chowa się za horyzont, pójdziemy na łowy... Gdzie jesteś, Morusek?

- Jestem na łowach! Daj, daj...

- Czerrrwone jak krrew

- Zwisasz coraz niżej, wstążeczki robią się cięższe...

- Leci, leci samolocik!
 
- Co on bredzi? Za dużo myszek z kocimiętką...

- Światło, światło, parzy, aaa!!!