Nie brakuje mi słońca. Brakuje mi wiary, nadziei i pogody ducha. Niech pada, wieje, sypie, ale niech będzie wreszcie dobrze... Nie chcę być częścią tego świata.
Nie ukrywam, że paznokcie odzwierciedlają mój stan ducha. Kotłują się nad nimi ciemne chmury, z których nieśmiało próbują się wyrwać, zabłysnąć, odlecieć jak najdalej.
Jeśli w jakimś lakierze może dziać się dużo i nienachalnie odlotowo, to na pewno będzie to Orly - 48729 Fowl Play z ptasiej kolekcji
Birds of a Feather. Nałożyłam 2 warstwy lakieru na wychwalaną bazę Orly Bonder
, zdjęcia zrobiłam po tygodniowym noszeniu.
|
W dziennym świetle, bez lampy i topa |
Trudno sfotografować ten lakier, potrzebne jest do tego słońce i dobry aparat, czyli już na wstępie zawaliłam. Bazą jest nieźle kryjący, żelkowy fiolet, dzięki któremu otrzymujemy wrażenie głębi. W bazie gęsto zanurzone są mikroskopijne srebrne glassflecki, nieco większe niebieskie heksagony i duże pomarańczowe flejksy odbijające światło na zielono.
|
W ponurym dziennym świetle, bez lampy i topa |
Standardem w produktach Orly jest ergonomiczna nakrętka i wygodny pędzelek. Lakier schnie szybko, ale z powodu drobinek nie pozostawia gładkiej warstwy, więc zalecam użycie topa.
|
W dziennym świetle, z fleszem, bez topa |
W buteleczce znajduje się tyle dobroci, że brakuje tylko efektu holo. Projektant chyba był równie nierozgarnięty co ja, więc wrzucił do cylindra wszystko, co miał pod ręką i wyleciał z tego taki oto ptaszek. Bury, jak na wielbiciela ptactwa przystało, dokonał kontroli jakości.
Czy tyle błyskotek pozwoli odlecieć skromnej sowie czy może dopadną ją sroki i wrony?