sobota, 30 czerwca 2012

Pierwszy półtytuł - Bury

Uwaga! Zawiera lokowanie produktu.

Jako typowa sowa mam problemy z porannym wstawaniem, więc 8 miesięcy temu zdecydowałam się na zainstalowanie budzika ożywionego. Ściągnęłam go ze strony http://grzankowo.blogspot.com. Raczej nie jest markowy, nie mogę doszukać się metki ani logo. Konstrukcja sugeruje polską taniochę - wspieram lokalny przemysł.

Urządzenie ma wbudowane wibracje oraz szereg dzwonków, od zdenerwowanej kaczki po filmowego Predatora. Pokryty jest miękkim, naturalnym włosiem, do którego oczyszczania otrzymałam gratisowo specjalny języczek. Posiada kształt gruszki i zaostrzone brzegi, nie polecam umieszczania go w pobliżu firanek.

W przeciwieństwie do dotychczas używanego budzika ucieka, jak tylko zaczyna dzwonić, kierując się w stronę ładowarki, co zmusza mnie do skutecznego wstania z łóżka. Niestety, kwestia zasilania została słabo rozwiązana, ponieważ wymaga ładowania kilka razy dziennie, głośno obwieszczając zbliżający się stan wyczerpania baterii. Być może wynika to z dość wysokiej masy, która wynosi około 5 kilogramów.

Interfejs urządzenia jest dość prosty i intuicyjny. Mój egzemplarz jest chyba wadliwy, bo spełnia komendy typu "nie budź mnie o 4" w odwrotny sposób, ale może uda mi się znaleźć nową wersję oprogramowania.

Reasumując, ożywione budziki stanowią wyzwanie dla śpiochów. Mimo pewnych niedociągnięć, kto raz spróbuje, temu ciężko będzie wrócić do tradycyjnych. Polecam!

A tak wygląda rozłożony na kolanach, bez baterii, po instalacji łatek:

niedziela, 24 czerwca 2012

Witam wszystkich zbłąkanych wędrowców!


Z mruczącą kupką burego futra na kolanach debiutuję na bloggerze.
O czym będę pisać?

Postaram się nie być monotematyczna:
- z chęcią opiszę parę górskich szlaków,
- podpowiem, jak spacyfikować kota,
- zniechęcę do zakupu kilku kosmetyków,
- powymądrzam się na tematy, o których nie mam burego pojęcia.

A zatem, prosto z czerwonej kanapy... ready... steady... go!
 
Autorka: http://bzdurynn.blogspot.com