sobota, 24 listopada 2012

Tajemnica Krywania

Dziś odkryję przed Wami swój sekret. Często słyszę "o co chodzi z tą górą?", "czemu masz tyle z nią zdjęć?", "ale jesteś dziwna" (to akurat słyszę najczęściej). Moja miłość do Krywania zaczęła się 5 lat temu i trwa w formie czysto platonicznej - nie udało mi się dotąd zaliczyć szczytu.


Pewnego dnia wybrałam się z bratem do Doliny Gąsienicowej. Stanąwszy na Przełęczy Liliowe wyjęłam mapę i po raz pierwszy na jej podstawie spróbowałam samodzielnie oznaczyć otaczające nas szczyty. Krywań stał się moją pierwszą ofiarą. Do dziś pamiętam to bicie serca, szaleństwo w oczach, wiatr, który usiłował wydrzeć mi z rąk mapę i strącić z przełęczy oraz chmarę atakujących każdego turystę górskich much.



Tamtego dnia rozpoczęłam oddawać się górom bez reszty, znalazłam swoje miejsce na Ziemi, bezpośrednią drogę między moją duszą a Wszechświatem. Nigdy nie poczuję do żadnego człowieka tego, co do gór. Nieważne, co się wydarzy, one zawsze BĘDĄ, obojętne na wszelkie zdarzenia, obojętne na mnie, nieprzystępne, wrogie, a jednak tak bliskie i pełne energii.


Od tego czasu każda wycieczka wiąże się z machaniem Krywaniowi na powitanie i pożegnanie, robieniem zdjęć, na których wskazuję niewidoczny szczyt z szerokim uśmiechem na mordzie, wdrapywaniem się na skały, by tylko go zobaczyć i sfotografować, nawet jeśli chowa się za chmurami. Robię mu zdjęcia z butami, plecakiem, konserwą, a nawet ze świnką. Jest niezdobytym bohaterem każdego wyjazdu.



Czemu akurat on? Z powodu jego cudnego kształtu. Jak tylko go widzę, odzywa się we mnie fiksacja na punkcie niedoskonałości, krzywizn i krągłości. Gdy ideały stają się nudne, to defekty określają perfekcję.


To była wersja oficjalna. Bowiem pomijając aspekty filozoficzne, główną przyczyną mojego szaleństwa jest mój zaawansowany czekoladoholizm. Kształt szczytu przypomina mi czekoladki Hershey's Kisses, które przywoziła sąsiadka z Ameryki, gdy byłam mała.


W latach '80 prawdziwe czekoladki były niesamowitym rarytasem, więc szalałam na punkcie tych stożków z wykrzywionymi czubeczkami. Ich hasłem reklamowym było "Spread Love, Share Happiness, Send a Smile" i każdy z tych elementów od lat dają mi opakowane w sreberka maleństwa.


Jest to tak miłe i słodkie wspomnienie, że za każdym razem, jak widzę Krywań, to mam ochotę go schrupać.
Spieszcie się zdobyć ten szczyt, bo już niedługo może zostać zjedzony...


11 komentarzy:

  1. Bardzo fajne zdjęcia, ja tą "czekoladkę" już zaliczyłam :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna historia...mam nadzieję ze się nie przejesz nigdy przenigdy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooooooo Tatry kochane :-)))
    Krywań jest bardzo charakterystyczną górą, ale tez piękną.
    Ja z kolei nie wychodzę z podziwu dla Kościelca ....

    Pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam na Kościelcu w halnym i po przymrozku, na szczęście nie skończyłam w stawie...

      Usuń
  4. Otagoałam Cię Madziu. Więcej szczegółów tutaj: http://kosmetykoholiczki.blogspot.com/2012/12/odpowiedz-na-tag.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zadałam Ci jeszcze odrobinkę pracy :D http://kosmetykoholiczki.blogspot.com/2012/12/i-jeszcze-dwa-tagi.html

      Usuń
  5. Ale czemu niezdobyty?:) Nie próbowałaś czy to tak trudna do zdobycia góra?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciągle mi coś wypada... A nie wypada go nie zdobyć.

      Nie jest trudny, trasa trochę żmudna i długa, czasem trzeba pomacać skałę, ale Słowacy zabierają tam nawet dzieci.

      Usuń
  6. O, o, o! Najbardziej charakterystyczny tatrzański szczyt, nie sposób go pomylić z żadnym innym :) W dodatku święta góra słowaków, ponoć ciągną tam masowo jak na pielgrzymkę, albo jak tybetańczycy do miasta Lhasa :D Ja również mam go jeszcze przed sobą, ale koleżanka w tym roku bawiła się w zdobywczyka końcem lipca. Z relacji wynika, że widoki niczego sobie, ludzi faktycznie było sporo, co było dość niespotykane jak na słowacką część Tatr (Ja zazwyczaj zastaje tam przyjemne pustki, w porównaniu do ruchu u nas...), trasę określiła jako dość męczącą, ale wartą świeczki :D

    OdpowiedzUsuń
  7. No niestety na Krywaniu jeszcze nie byłem. :( Niemniej zdjęcia bardzo urodziwe. :)
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń