poniedziałek, 21 października 2013

ZOO w Pradze

Pod koniec września zostawiłam Burego w dobrych rękach i wybrałam się do Pragi. Zwiedzając to bajkowe miasto nie można pominąć słynnego ZOO. Nie przepadam za ogrodami zoologicznymi, uważam je za więzienie dla niedźwiedzi i tygrysów, ale nie mogę wieszać na nich psów, gdyż wiele gatunków dobrze się w nich czuje i wygląda na zrelaksowane.


Jeśli nie wytrzymacie do końca wpisu, to już teraz napiszę podsumowanie: praskie ZOO urzekło mnie wielkością i czystością wybiegów oraz zadbanym wyglądem zwierząt. Na jego terenie znajdują się liczne punkty gastronomiczne i toalety (mały przytyk do krakowskiego ogrodu), które pozwalają na spędzenie w nim całego dnia pełnego wrażeń i szacunku dla bogactwa Natury za jedyne 200 koron.
Nie podoba mi się obsadzenie alejek kasztanowcami - zabrałam ze sobą na pamiątkę nasiona, które zaliczyły jesienne spotkanie z moją głową.
Koniec podsumowania, bo zanudziłam fenki!


Do obiektu można dojechać autobusem, a także dopłynąć statkiem. Szczęśliwie trafiliśmy na ostatni dzień kursowania statku w sezonie. Rejs trwał godzinę i obejmował dyskusję nad pompami w trakcie przeprawy przez śluzę oraz możliwość całkowitej zmiany otoczenia z pięknych budynków po rzut okiem na blokowiska wyrastające znad wszechobecnej zieleni.


Warto z przystani przejść przez cieszące oko ogrody Zamku Trojskiego, my akurat zaliczyliśmy je w drodze powrotnej, o zachodzie słońca.


Zmarznięci i przewiani dotarliśmy do głównego wejścia, do którego prowadzi "aleja gwiazd" ozdobiona odciskami łap podopiecznych z ich imionami i datami narodzin. Dla porównania, odcisk "łapki" słonia zajął całe wypełnienie gwiazdy. To dopiero początek zgrabnych pomysłów Czechów. Jak można nie poczuć sympatii nawet i do obrzydliwej hieny, jeśli wita nas jak prawdziwy celebryta, członek rodziny?
Koń Przewalskiego jest wyjątkowy dla praskiego ZOO, bo pełni ono ważną rolę dla zachowania tego gatunku.


ZOO zostało otwarte w 1931r. Zajmuje obecnie ok. 60 ha, zatrudnia ponad 200 pracowników i gości prawie 5000 przedstawicieli niemalże 700 gatunków, w tym 133 gatunków z Czerwonej Listy. Dzienne spożycie wołowiny przez mieszkańców wynosi 500 kg, a marchewek 400 kg.
Ciekawe, ile podjada nocą postrzałka Pedetes surdaster, wyglądający jak kangur nocny gryzoń ze Wschodniej Afryki?


W sierpniu 2002r. ogród przeżył wielką tragedię, przeszła przez niego fala powodziowa, która pozbawiła życia wiele zwierząt, w tym słonia indyjskiego i lwa morskiego. W czerwcu bieżącego roku dolna część ZOO została ponownie zalana, na szczęście zabezpieczenia powstałe przed laty oraz szybka ewakuacja zminimalizowały zniszczenia. Szczerze mówiąc, gdyby nie zdjęcia z czasu powodzi rozstawione w różnych alejkach, nie przyszłoby mi do głowy, że 3 miesiące wcześniej miejsce nie nadawało się do zamieszkania, poszczególne części wyglądały na zadbane, czyste i solidne.

źródło http://www.zoopraha.cz

Podopieczni ZOO mają do dyspozycji wybiegi zewnętrzne i wewnętrzne o dostosowanej do potrzeb gatunku aranżacji, mają możliwość wyszalenia się i zachowania intymności z dala od ludzkich spojrzeń (biała niedźwiedzica Bora wymagała całkowitego odosobnienia w trakcie porodu, gdyż dwa poprzednie nie zakończyły się sukcesem). Bogate ukształtowanie terenu pozwoliło na wprowadzenie dodatkowych atrakcji jak kolejka linowa, geologiczna ścieżka dydaktyczna czy prawdziwie strome zbocze dla kozic.

Kto znalazł koziołka?

Pozytywnie zaskoczył mnie ogromny, hektarowy wybieg dla słoni indyjskich z szeregiem słoniowych rozrywek jak kąpiel wodna, piaskowa, drapanie pni czy ocieranie o gałęzie. Stado składa się z 7 samic i samca. Na poniższym zdjęciu maluch ważący więcej ode mnie szuka skarbów w... Mniejsza w czym. Jedna ze słonic, Shanti, malowała swego czasu obrazy sprzedające się za pięciocyfrowe kwoty. Słoń jej na ucho nadepnął, więc odkryła inny talent, to godne naśladowania. Pawilon słoni jest pełen ciekawych informacji o tych zwierzętach, a także o Indiach i hinduizmie.


Świetnym pomysłem było utworzenie "sawanny" z afrykańskimi gatunkami zajmującej 0,85 hektara. Kicają po niej żyrafy, strusie, zebry, koby, blesboki, elandy i oryksy. Niestety, w trakcie naszej wizyty trwało sprzątanie, więc żyrafy znajdowały się w pawilonie.


Żyrafy to niesamowite stworzenia, widziałam je po raz pierwszy w życiu i byłam pod wielkim wrażeniem. Miałam ochotę przebiec sprintem pod ich brzuchami. Są pełne gracji, pięknie umaszczone (nie wiedziałam, że plamy mogą być tak ciemne jak u samicy Nory), a samiec Johan ma wielką głowę, która wzbudzi respekt w każdej dzielnicy. Wiecie, że żyrafy potrafią umyć sobie językiem uszy? Przydałaby się taka umiejętność devonkom...


Zauroczył mnie również mrównik, prosię ziemne. Spał słodko jak Bury.


Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy na piękną pogodę i przyjazną jak na tę porę roku temperaturę. Przyznajcie, że promienie słońca pięknie wydobywają kontrastującą z zielenią traw barwę sitatungi.


Udało mi się uchwycić pieska preriowego w plamie słońca niczym w świetle jupiterów, niestety Picasa zjadła kontrast zdjęcia. Nie podoba mi się, gdy program automatycznie zmienia jakość zdjęć.


Spodobała mi się możliwość obcowania w jednej wolierze z ptakami. Dostępu do licznych wolier broni podwójne wejście. Szkoda, że nie wszyscy pamiętają o zamykaniu pierwszych drzwi przed otwarciem drugich. Do klatki z ptakami drapieżnymi wleciała sroka. Zrobiło mi się jej autentycznie żal, przecież sroki nie są karmą w ZOO, tylko służą do oszczekiwania przez Burego...
Papużkom nie przeszkadzała nasza obecność, poniższy egzemplarz dłubał w drzewie na wyciągnięcie mojej ręki.


Ze względu na temperaturę lemury nie wychylały nosa z zamknięcia, ale również posiadają do dyspozycji przestrzeń zewnętrzną z masą półeczek, gałęzi i lin, która jest współdzielona ze zwiedzającymi. Jak widać w prawej części zdjęcia, na wybiegu stoją ławki, na których można usiąść i poczytać skaczącemu nad głową lemurowi książkę.


Odwiedzając ZOO warto zwrócić uwagę, kiedy odbywają się publiczne karmienia. Niektóre gatunki są wtedy bardzo efektowne i zabawne w swej prymitywnej radości, np. foki czy pingwiny. Niestety, nie trafiliśmy na karmienie hipopotamów. Po lewej stronie z wywalonym ozorem leży Sławek, jeden z powodzian. Sławek jest rok młodszy ode mnie, jego samica i córka utonęły w 2002r. podczas gdy on popłynął do wybiegu dla nosorożców. Przywrócenie mu właściwej lokacji wymagało wysiłku i sprytu wielu osób, a także młota pneumatycznego.


Kilkugodzinne zwiedzanie i kluczenie w poszukiwaniu nieodwiedzonych alejek potrafi zmęczyć. Dobrze jest wtedy posiedzieć przy żubrze. Albo bizonie. Przecież "Buffalo buffalo Buffalo buffalo buffalo buffalo Buffalo buffalo", to takie ludzkie...


Poczułam się swojsko, gdy w jednej klatce za pełnym naukowym opisem pochodzenia i nazwą łacińską kryła się urocza kurka. Aż chciałoby się dodać notkę o dziedziczeniu barw.


Ptaki potrafią zaskoczyć. Szukałam bielika amerykańskiego na drzewie, a on zażywał przyziemnej kąpieli.


Pod względem wyglądu ptaki możemy podzielić na dziwne jak dzioborożce:


eleganckie jak sekretarze, symbol narodowy Sudanu:


i nie-patrz-na-mnie-bo-cię-dziabnę kazuary, będące wbrew pozorom bardzo oddanymi ojcami:


Należy pamiętać, że zwierzęta w ZOO nie są domowymi pupilami. Nie wolno ich karmić ani dotykać. Samica tapira malajskiego Indah uwielbia być drapana przez człowieka, jednak nawet pracownicy wolą tego nie praktykować. Samica przybyła prosto z kanapki, tzn. Sandwich, Kent. Jak na tapira, które są samotnikami, jest towarzyska i trudno zniosła bycie jedynakiem. Obecnie przebywa w ogrodzie z kompanem o imieniu Niko.
Czy Bury nie miał przypadkiem dziadka tapira?


Praskie ZOO dorobiło się miotów takich gatunków jak czerwone pandy, żyrafy, słonie, orangutany, goryle, warany z Komodo, niedźwiedzie polarne, gepardy. Samica warana Aranka przeszła na hodowlaną emeryturę po sprowadzeniu na ten świat aż 45 małych śmiercionośnych waranków, z których ostatnie zostały poczęte bez bezpośredniego udziału samca.


Nie wszystkie zwierzęta rozmnażają się jak króliki, niektóre potrzebują określonych warunków, trudnych do uzyskania w zamknięciu. Liczne sukcesy hodowlane bardzo dobrze świadczą o ogrodzie. Goryle przykładowo dysponują letnim wybiegiem zewnętrznym, 250-metrową galerią z podgrzewanymi ścianami i podłogą oraz osobnymi sypialniami dla każdego członka stada. Na zdjęciu poniżej widzimy 2 samice i małego chłopca. Buremu bardzo spodobałaby się aranżacja tego wybiegu, miałby z czego spadać.


Nie przepadam za umieszczaniem w ogrodach dużych kotów. Nie robiłam im zdjęć, bo wyglądały smutno. Odmienne wrażenie odniosłam przy gepardach. Dwaj zżyci ze sobą bracia, Kito i Kubango, brykali radośnie po sporym wybiegu ze wzgórzem, z którego mogą dokonywać swobodnych obserwacji. Spójrzcie, jak blisko alejki spacerowej znajduje się ich teren.


Należy pamiętać, że ogrody zoologiczne nie mają na celu zapewniania rozrywki, lecz ochronę gatunków i całych ekosystemów, dostarczanie wiedzy, rozmnażanie i wprowadzanie nowych osobników do naturalnego środowiska. Praskie ZOO pomaga przywracać m.in. konie Przewalskiego w Mongolii, orłosępy i puszczyka uralskiego w Europie. Niestety, mimo konwencji waszyngtońskiej handel rogami nosorożców czy ciosami słoni wciąż funkcjonuje, a oceloty zabijane są dla swej jedwabistej sierści o pięknym rysunku.


Na koniec wycieczki po ZOO w Pradze przedstawiam najbardziej wyluzowanego mieszkańca wybiegu dla nieokreślonych kopytnych, czyli czarnego Felis catus. Szorował swoje futerko w promieniach zachodzącego słońca.
Jak myślicie, ten słodziak jest mile widzianym rezydentem czy stanowi niebezpieczeństwo dla zagrożonych gatunków?
Jaki jest Wasz stosunek do instytucji ZOO?



12 komentarzy:

  1. Heh, jak byłam w Krakowie to jedna sroka wleciała jakimś cudem do klatki z kondorem... Chyba mają jakieś skłonności samobójcze :(

    Ja, można powiedzieć, w Zoo się wychowałam... Mieszkając do 10 roku życia w Opolu prawie co niedziela w letnie, słoneczne dni rodzice zabierali mnie do tamtejszego ogrodu zoologicznego, co w dużej mierze pamiętam głównie ze zdjęć :) Długo też myślałam, że zostanę weterynarzem, jestem urodzonym zwierzolubem, więc każde odwiedziny i obserwacje zwierząt - zwłaszcza tych egzotycznych - były dla mnie ogromną frajdą. Dzisiaj widzę, że ZOO sprawdziło się w moim przypadku edukacyjnie, czytanie tabliczek z info o gatunkach i ich zwyczajach się opłaciło. Sięgałam też często do różnych książek i encyklopedii, żeby się podszkolić co nieco i już do strzału rozpoznawać zwierzęta na wybiegach - taka dziecięca ambicja :) Ale Żubra z Bizonem ostatnio i tak pomyliłam w ZOO Śląskim :P

    Walczą we mnie dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony patrząc na dzikie zwierzęta w klatkach i na wybiegach (choćby były całkiem pokaźnych rozmiarów) jest mi zwyczajnie żal, bo jednak gatunki dzikie powinny żyć na wolności. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że ZOO odgrywa dużą rolę w zachowaniu niektórych gatunków, niektóre kiedyś będzie można zobaczyć już tylko w ZOO, co jest smutne... Ale to człowiek, który zabija dla futer, skóry, kłów itp, który niszczy naturalne siedliska zwierząt i przyczynia się do uszczuplania wielu populacji sprawia, że ZOO może stać się ich jedyną ostoją. Są i plusy i minusy, ale ja staram się skupiać na tych plusach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie miałam tak długiego komentarza!
      Mam rodzinę w Opolu, ale nigdy tam nie byłam, czas nadrobić. Krakowskiego ZOO nie lubię, bo jest ciasne, część zwierząt ma wygryzione futro czy rany - wolę nie wiedzieć, od czego. O ile niektórym gatunkom to wszystko jedno, przykro mi patrzeć na wielkie ptaki i koty, które nie mogą osiągnąć prędkości bez walnięcia nosem w siatkę. Myślę, że hienom jest dobrze, lamy i wielbłądy też źle nie mają, ale małpy mogłyby mieć więcej prywatności.

      To straszne, że gdyby nie nasz gatunek, pozostałe nie musiałyby żyć w kontrolowanych warunkach. Chciałabym pojechać na prawdziwe safari, ale finanse pewnie nigdy mi nie pozwolą, tak jak i na Himalaje. Wolałabym, aby niektóre gatunki żyły pod ścisłą ochroną w rezerwatach w ich naturalnym klimacie zamiast na wybiegu gdzieś na północy Europy.

      Usuń
    2. No proszę, jednym z moich marzeń jest wyjazd do Maasai Mara na safari, przy okazji można by było zaliczyć Kilimandżaro... ech, jak fajnie jest pomarzyć! :) Chociaż trochę masochistyczne te marzenia w perspektywie braku środków na takie wyjazdy :( Co do ptaków niestety w pełni się zgadzam ;/

      Usuń
  2. Pięknie sie prezentuje to praskie Zoo. Jestem pod wrażeniem. Muszę się wybrać do wrocławskiego, bo jeszcze nie odwiedziłam po tych ostatnich remontach i ulepszeniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrocławskie ZOO zwiedzałam jedynie "Z kamerą wśród zwierząt". Byłam ostatnio w tym mieście - na kawie przy Rynku.

      Usuń
  3. Śliczne zdjęcia też uwielbiam Zoo. Kiedyś też myślałam, że Zoo to więzienie dla zwierząt. Jednak odkąd przeczytałam książke Życie Pi zmieniłam zdanie. Tam jest to bardzo dobrze wyjaśnione jak naprawdę zwierzęta podchodzą do życia w takich miejscach. Autor tej książki wie co pisze gdyż sam się wychował w Zoo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Życie Pi" jest bardziej książką filozoficzną niż przygodową. Jej puentą jest "ile potrzebujesz, by uwierzyć?". Nie mamy pewności, że opisane wydarzenia faktycznie miały miejsce. Pewne jest tylko to, że była katastrofa, z której ocalała jedna osoba.

      Niektórym zwierzętom lepiej żyje się w ZOO niż na wolności, są dobrze odżywione, nie zagraża im niebezpieczeństwo. Drapieżniki trochę się nudzą. Z domowym kotem łatwiej się pobawić niż z tygrysem. Chciałabym, żeby moje koty mogły bezpiecznie wychodzić, a tymczasem spędzają czas w domowym ZOO.

      Usuń
    2. Chodziło mi o fragment w którym Pi wspomina swoje dzieciństwo jakie spędził w ZOO, fajnie jest to wyjaśnione, że dla zwierząt nie koniecznie jest to męczarnia, a raczej spokojny azyl w którym nic im nie brakuje. Mój kot też jest indoor i myślę, że raczej mu to nie przeszkadza, taką przynajmniej mam nadzieje ;). Czasami zabieram go na dwór, jednak zawsze z miłą ochotą wraca do domu ;)

      Usuń
  4. raczej jestem przeciwna. ZOO kojarzy mi się z klatkami, wrzeszczącymi dziećmi, watą cukrową i śmieciami wrzucanymi do basenu z fokami oraz z karmieniem zwierząt czipsami czy cukierkami, pomimo wielkich tablic- NIE DOKARMIAĆ ZWIERZĄT. Jeśli chcemy instytucję, która pomaga chronić gatunki i rozmnażać zwierzęta, to powinno być dostępne dla zwiedzających w ograniczonym zakresie, albo nawet wcale. Jest Animal Planet, jest internet, ZOO nie jest jedyną szansą, żeby zobaczyć dzikie zwierzęta. No chyba, że ktoś koniecznie chce poczuć zapach kupy nosorożca ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie w ogóle nie przekonuje argument "otwieram zoo, żeby ludzie mogli sobie popatrzeć". Rozumiem, że udostępnienie zwiedzającym to wielki zastrzyk finansowy, bez którego instytucja się nie utrzyma, ale to nie cyrk. W każdym ogrodzie powinny być miejsca, w których zwierzęta znajdują się z dala od wzroku i hałasu wizytujących, a szyby powinny tłumić dźwięki z zewnątrz.

      Usuń
  5. Dawno w zoo nie byłam.Chyba nie mam nic przeciwko. O ile zwierzęta mają odpowiednie dla nich warunki:) Pozdrawiam;p

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja Zoo uwielbiam! Często gdyby nie zoo wiele zwierząt nie było by już na tym świecie. Nie byłam jednak nigdy w takim wielkim...

    OdpowiedzUsuń